... newer stories
poniedzia?ek, 8. pa?dziernika 2012
Pierwsze dni
nicolein, 15:00h
Wystartowaliśmy o 21.09 o 19:00. Nissan pękał ze szwów, ale dzielnie zawiózł nas 220 km do przyjaciół rodziny gdzie mogliśmy nocować i którzy nas bardzo milo gościli. U nich poznaliśmy pyszną zupę z cykorii, belgijska specjalność. Rano pojechaliśmy podpisac umowe u właścicieli nowego pokoju. Właścicielka była zachwycona Karolkiem, ktory najpierw śmiał się do niej a potem mina powoli zaczela wędrować w dół, az śmiech przeszedł w płacz :)
Popołudniu rodzice pojechali do dotąd osieroconej maji, ani i boba. Mama ani tata nie robili zadnej histerycznej sceny pożegnalnej, dziekuje wam za to ;)
No, to już oficjalny, prawdziwy koniec dzieciństwa. W poniedziałek poznałam mój bardzo nowoczesnie wyposażony, chaotyczny uniwersytet. W Sali wykładowej każdy nowy student dostal kalendarz, blok do pisania i kziazki. Sala była przepełniona, bo siedzieliśmy razem z farmaceutami i medykami. Od razy zrobiono nam zdjecie które oczywiście zostalo załadowane na facebook. Po przywitaniu przez dyrektorów od razu był wyklad z fizyki na którym prof nie mogl się nadziwic naszą głupotą. Nasz sen został przerywany przez głośny alarm pożarowy. Okazalo się ze to byli studenci wyższych semestr. Oprowadzili nas przez caly uniwersytet i klinikę. Na koniec w pubie było piwo za darmo. Ze znajomymi których w pierwszy dzien poznałam do dzisiaj trzymamy się razem.
Tutejsze bractwo studentów jest bardzo... zwariowane (nie tylko w pozytywnym sensie). Przerożne plotki istnieją o strasznie poniżających rytuałach wstepnych nazywanym „dope” (chrzest). Ze współlokatorką chcemy może przejść tegoroczny dope, ale troche się boimy..
Cały tydzień miną szybko i był bardzo męczący, szczególnie dla Niemców przez nowy jezyk i okropną pogode. Weekend spędziłam z płonicą w łóżku u rodziców. Na poniedziałek nie mogłam sie doczekac, tak się cieszylam na Brukselę, chociaż w domu tez jest dobrze, i miałam super urodziny :).Tata niestety nie mógł mnie podrzucic 20 razy w gore bo był chory, ale za tydzien go to nie ominie
Popołudniu rodzice pojechali do dotąd osieroconej maji, ani i boba. Mama ani tata nie robili zadnej histerycznej sceny pożegnalnej, dziekuje wam za to ;)
No, to już oficjalny, prawdziwy koniec dzieciństwa. W poniedziałek poznałam mój bardzo nowoczesnie wyposażony, chaotyczny uniwersytet. W Sali wykładowej każdy nowy student dostal kalendarz, blok do pisania i kziazki. Sala była przepełniona, bo siedzieliśmy razem z farmaceutami i medykami. Od razy zrobiono nam zdjecie które oczywiście zostalo załadowane na facebook. Po przywitaniu przez dyrektorów od razu był wyklad z fizyki na którym prof nie mogl się nadziwic naszą głupotą. Nasz sen został przerywany przez głośny alarm pożarowy. Okazalo się ze to byli studenci wyższych semestr. Oprowadzili nas przez caly uniwersytet i klinikę. Na koniec w pubie było piwo za darmo. Ze znajomymi których w pierwszy dzien poznałam do dzisiaj trzymamy się razem.
Tutejsze bractwo studentów jest bardzo... zwariowane (nie tylko w pozytywnym sensie). Przerożne plotki istnieją o strasznie poniżających rytuałach wstepnych nazywanym „dope” (chrzest). Ze współlokatorką chcemy może przejść tegoroczny dope, ale troche się boimy..
Cały tydzień miną szybko i był bardzo męczący, szczególnie dla Niemców przez nowy jezyk i okropną pogode. Weekend spędziłam z płonicą w łóżku u rodziców. Na poniedziałek nie mogłam sie doczekac, tak się cieszylam na Brukselę, chociaż w domu tez jest dobrze, i miałam super urodziny :).Tata niestety nie mógł mnie podrzucic 20 razy w gore bo był chory, ale za tydzien go to nie ominie
... link (9 Kommentare) ... comment
... older stories